Bogusława Chwierut JESIENNE POWROTY

 


Bogusława Chwierut “Jesienne powroty”

Wydawnictwo Fundacja Poetariat, 2024 


Wyobraźcie sobie jesień. Taką prawdziwą, z mgłą na polach, z kubkiem ciepłej herbaty z mięty i malin, z deszczem za oknem i dźwiękiem kroków na mokrym chodniku. A teraz dodajcie do tego słowa - wiersze, które pachną świeżym chlebem i brzmią jak „dzień dobry” szeptane przez ukochaną osobę. Takie właśnie są „Jesienne powroty”Bogusława Chwierut stworzyła w tym tomie liryczną mapę powrotu do miejsc, ludzi, zapachów i do siebie. To poezja mocno zakorzeniona w tym, co najważniejsze: w miłości, pamięci, codzienności i trwaniu. 

Już sam tytuł tomu zdradza jego wewnętrzną konstrukcję. "Powroty" to słowo - klucz, które otwiera drzwi do intymnej opowieści o ludziach i miejscach - zarówno tych obecnych, jak i dawno już nieobecnych. Jesień tutaj, to nie tylko pora roku, to stan duszy, czas zbioru i zadumy. Tomik pulsuje rytmem zmienności - od bliskości do rozłąki, od miłości do straty, od namiętności do pustki.

To wiersze, które prowadzą przez miłość i  rozstanie, pamięć i dom. Ale nie ten metaforyczny, symboliczny dom. Raczej dom z cegieł i zapachu drożdżowego ciasta, z „koronkowym obrusem mamy”, z ogrodem babci sięgającym aż do rzeki i z „ciepłym mlekiemkożuchem na wierzchu”. „Z dłoni sypią się wspomnienia na biały obrus mamy” - pisze autorka. Wiersze poetki przenikają dwie główne linie tematyczne: intymność relacji kobieta - mężczyzna oraz pamięć rodzinna, szczególnie mocno osadzona w przestrzeni wiejskiej. 

Czas miniony, dom dzieciństwa, rodzice i dziadkowie, których pamięć utrwala się w przedmiotach - firance, obrusie, zapachu chleba, zacierce ze skwarkami, a nawet w starej pralce kupionej za górnicze kartki. „Miasto ojca” i „Miasto matki” to niezwykłe mikroreportaże: portrety rodzinne ulepione z języka codzienności, robotniczego humoru i świętości, która nie potrzebuje pomnika, bo wystarczy wspomnienie lśniącej kosy w dziecinnych dłoniach lub różaniec z koralowców. W utworach takich jak „Zamknięty dom”, „Koronkowy obrus mamy” czy „Ogród mojej babci” powraca refleksja nad przemijaniem, nad tym, co zostaje, gdy odejdą ludzie, a rzeczy jeszcze przez chwilę trzymają zapachy i gesty. Babcia otwierająca modlitewnik, zapach herbaty Assam z miętą, firanka w kuchni - to wszystko to paciorki pamięci. Metafory w wierszach Bogusławy Chwierut są wyważone, bliskie – jak wiersze Leśmiana, którego echa słychać choćby w wierszu „Ogród mojej babci”. Nie ma tu nadmiaru, lecz jest poezja codzienności, pełna czułości i wewnętrznego światła. Warto też podkreślić, jak ważna jest w tych wierszach fizyczność, zarówno miejsc, jak i ludzi. Dotyk, zapach, gest, pogoda, smak wina czy mleka z kożuchem - to nie są tylko obrazy. To zmysły i pamięć zmysłów. Ciało i duch przenikają się w tej poezji naturalnie, nierozerwalnie.

Sporo w tym tomiku wierszy o bliskości, tej codziennej, bez fajerwerków. Miłości, która „przygotowuje nakrycia” i robi herbatę "w naszych kubkach”. Nim dotkniesz ciała, /  narysuj mnie w swojej wyobraźni” pisze autorka w jednym z piękniejszych erotyków, jakie ostatnio czytałam. Dalej, w wierszu „Mijanie” poetka ukazuje, jak po latach może zgasnąć blask, jak łatwo przegapić siebie nawzajem („przesyceni obojętnością upijamy się winem, / by przetrwać kolejny dzień”). Kiedy bliskość zamienia się w rutynę więc „udajemy szczęśliwych gotując obiad" i przyjmując "gości na urodziny”.

W drugiej części tomu najmocniej wybrzmiewa tęsknota za tym, co minione. Za dzieciństwem, za rodzicami, za babcią, która „w milczeniu podaje obiad”, i za ogrodem, w którym „rozlegało się rechotanie żab / i głosy trznadli”. To obrazy jak z kina lat siedemdziesiątych, z polaroidów i starych książek. Ale przede wszystkim, są to obrazy utkane z miłości („ciepłe mleko z kożuchem na wierzchu, / gdy mówisz mi dobranoc i dzień dobry rano”). W takich wersach nie chodzi o styl, lecz o autentyczność. I o to, że poezja może to wszystko ocalić, na przekór zanikającym ścieżkom i zarastającym zagonom.

Czytając ten tomik, miałam wrażenie, że każda strofa to krok wstecz, który pozwala iść naprzód. Jakby powracanie do przeszłości nie było ucieczką, lecz drogą do zrozumienia, kim jesteśmy teraz („wracam do wierszy, / które czytałeś dla mnie, / gdy siedzieliśmy zapatrzeni w kołyszące światło…”). To powrót, który nie boli, ale koi. Nawet jeśli czasem w tle jest śmierć, jak w opowieściach babci o wojnie, czy "smutne ślady" psa, który „przegania ptaki na drugi koniec świata”. Nawet jeśli „pociemniało niebo”. To jesień, która nie zabiera, ale porządkuje. Zamykając książkę, miałam wrażenie, jakbym zasłaniała “szydełkową firankę” w kuchennym oknie po długim dniu. Gdzieś w tle jeszcze pachniał chleb, skrzypiały drzwi, a za szybą był księżyc. „Jesienne powroty” pozwoliły mi na moment zatrzymać świat i powrócić do wspomnień rodzinnego domu. Dla mnie bezcenne. 

Na koniec dodam, że tomik posiada piękne walory estetyczne, aksamitną w dotyku okładkę oraz świetne grafiki autorstwa Lecha Lamenta. Całość prezentuje się znakomicie. 

Bardzo serdecznie polecam, warto czytać poezję 🙂

Monika Magda Krajewska 













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Adrian Szary OWOCE

Jowita Jagusiak - Gondro SŁOWA

Anna Czartoszewska UTKANA Z PIEŚNI I ŚWIATŁA