Sławomira Sobkowska-Marczyńska OPUSZCZONE TARASY


Sławomira Sobkowska-Marczyńska "Opuszczone tarasy" 

Wydawnictwo Literackie ATENA, 2024 


Dziś chciałabym podzielić się kilkoma refleksjami na temat najnowszego tomiku poezji Sławomiry Sobkowskiej-Marczyńskiej, zatytułowanego "Opuszczone tarasy", który w subtelny sposób odkrywa przed nami świat utkany z przemyśleń i nieoczywistych emocji.  

Książkę wydało Wydawnictwo Literackie ATENA, pod redakcją Marii Duszki. Okładka „Opuszczonych tarasów” przyciąga wzrok czystą formą i spokojem kompozycji - błękit nieba, delikatność chmur, geometryczna lekkość ptasiego lotu - wszystko tu gra ciszą i przestrzenią. W czasach przesytu bodźców, taka wizualna oszczędność bardzo mi się podoba.

Są książki, które czyta się sercem. Takie, które trafiają dokładnie tam, gdzie coś w nas czekało - coś niewypowiedzianego. Tak właśnie odbieram tomik "Opuszczone tarasy". Jego moc tkwi w subtelności i prostocie, które przenikają nas  niczym cichy szept zagubiony w hałasie codzienności. 

Już sam tytuł tomiku jest jak metafora całej książki: opuszczone tarasy - miejsce, które kiedyś tętniło życiem, było świadkiem intymnych rozmów, spotkań, może marzeń. Dziś jest puste, ale wciąż ma w sobie ślady obecności. To jak refleksja nad utraconym dzieciństwem, bliskością, dawnym światem. Wiersze poetki są świadectwem nie tylko tego, co się wydarzyło, ale i tego, co nie miało szansy zaistnieć - przemilczanych słów, niewypowiedzianych uczuć, spojrzeń, które nie zdążyły spotkać się w pół drogi.

Utwory zawarte w tym tomiku to delikatna, ale mocna gra między ciszą a emocjami. W każdym wersie czuć ulotność chwil, w których zmienia się wszystko - relacje, poczucie wolności, obecność drugiego człowieka. Są jak obrazy uchwycone w biegu, momenty, które zderzają się ze sobą, ale równocześnie tworzą pełną harmonię. Autorka nie boi się pokazać trudnych, a jednocześnie pięknych aspektów miłości i bliskości - w Jej poezji granice między wolnością a więzią są cienkie, a to, co wydaje się ulotne, jest jednocześnie nieodwracalne. Te wiersze to nie tylko słowa, ale przestrzeń. 

Wiersz pt. "Nic" dedykowany Wisławie Szymborskiej, wyznacza kierunek w jakim podąża autorka. Jest tu żonglowanie znaczeniami, filozoficzna lekkość, ale też coś więcej: próba uchwycenia sensu w pozornie banalnym "niczym" ("nic / to o wiele mniej / niż coś / ale o wiele więcej / niż / nic a nic"). To zabawa logiką, ale też refleksja o pustce, o braku, o tym, że cisza między słowami może mieć większy ciężar niż same słowa. Poezja Sobkowskiej-Marczyńskiej jest właśnie taka - skrupulatna w doborze słów, bliska życiu, a jednak unosząca się lekko ponad nim.

Tematy, które powracają w tomiku to miłość, przemijanie, codzienność i pamięć. Ale te "wielkie słowa" nie są ujęte w ramy patosu. Wręcz przeciwnie - autorka z niezwykłym wyczuciem pisze o uczuciach tak, jakby mimochodem: "kocham / gdy idąc rozgarniasz powietrze / jakbyś kurtynę rozsuwał”. To obrazy tak czyste, tak naturalne, że nie sposób ich nie poczuć. Miłość w tych wierszach nie ma jednej twarzy - bywa spokojna i ciepła jak letnie popołudnie, ale też niepokojąca, wymagająca, jak w wierszu o "orbicie", z której nie da się zejść ("wtargnąłeś / na moją orbitę /i krążysz /obrysowujesz sobą /granice mojej /wolności / nie przestanę /cię /przyciągać"). 

Szczególnie poruszające są teksty poświęcone rodzinie - rodzicom, babci, dziadkowi. Pisane z czułością, ale bez nadmiernego sentymentalizmu. Matka jawi się jako obecność, która zmienia się wraz z czasem: "Najpierw jest jak poduszka, (...) potem krąży wokół jak satelita, (...) ostatecznie znika". W tych słowach jest cała kwintesencja dorastania i przemijania, ale też prawda o miłości, która nie znika - tylko zmienia swą formę. Z kolei babcia i dziadek zostali uchwyceni jak postacie z rodzinnego mitu - nie lukrowanego, ale prawdziwego ("cerowała dziurawe sny / zszywała podarte dusze"). Dziadek "potrafił wszystko" - i ta wszechmoc wcale nie jest karykaturą, tylko wspomnieniem poczucia bezpieczeństwa.

Właśnie ta subtelna równowaga między prostotą a głębią, codziennością a duchowością, sprawia, że "Opuszczone tarasy" to książka - mimo, że bardzo osobista - to jednak w jakimś stopniu uniwersalna. Bo świat, który kreuje poetka, staje się w pewnym sensie naszym światem. Poezja Sławomiry Sobkowskiej-Marczyńskiej unika skomplikowanych metafor, a mimo to trafia prosto do serca. Jest jak filiżanka herbaty wypita w spokoju. 

Gdy zamknęłam tomik "Opuszczone tarasy" przez chwilę po prostu siedziałam w ciszy. I chyba właśnie o to chodziło. Te wiersze zostawiły we mnie coś trudnego do nazwania - może spokój, może czułość, może jakąś wewnętrzną zgodę na to, że życie toczy się swoim rytmem, niezależnie od nas. I że czasem wystarczy być. Tylko tyle i aż tyle... To książka, do której na pewno będę wracać - wtedy, kiedy zrobi się za głośno wokół, albo we mnie. 

Jeśli szukacie tomiku poezji, który nie zagłuszy Was nadmiarem, sięgnijcie po "Opuszczone tarasy". To książka dla tych, którzy tęsknią - czasami za tym, czego nie było...

Polecam, warto czytać poezję! 🙂

Monika Magda Krajewska 













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Adrian Szary OWOCE

Anna Czartoszewska UTKANA Z PIEŚNI I ŚWIATŁA

Bartosz Konopnicki ZAPISY PROMIENIOWANIA