Anna Czartoszewska UTKANA Z PIEŚNI I ŚWIATŁA

 

Anna Czartoszewska "Utkana z pieśni i światła"

Wydawca: Nauczycielski Klub Literacki w Białymstoku, 2024 

Projekt okładki: Michał Czartoszewski


Nieczęsto trafiam na tom poezji, który staje się czymś więcej niż tylko zbiorem poetyckich tekstów. "Utkana z pieśni i światła" autorstwa Anny Czartoszewskiej to tom, który nie tylko mnie poruszył, ale we mnie pozostał. Nie czytałam go jako recenzentka. Czytałam go jako ktoś, kto kocha słowa i ich czułość. Ta książka nie potrzebuje chłodnej analizy - ona zachęca do współodczuwania. Do zatrzymania się, do zasłuchania.

Nie sposób nie zauważyć subtelnej, ale bardzo znaczącej pracy redaktorskiej, która sprawiła, że tom "Utkana z pieśni i światła" stał się nie tylko zbiorem poetyckim, ale uporządkowaną, pulsującą emocjami podróżą. Podział na rozdziały tematyczne to coś więcej niż praktyczny zabieg. Dlatego duży ukłon dla Pań redaktorek Reginy Kantarskiej- Koper i Joanny Pisarskiej, które pomogły tkaninie tych wierszy nabrać czytelnego, rytmicznego kształtu. 

Już sam tytuł "Utkana z pieśni i światła" brzmi jak zapowiedź czegoś intymnego, jak obietnica spotkania z czymś kruchym i prawdziwym, zawieszonym gdzieś pomiędzy codziennością, a poetyckim światłem. To wrażenie potęguje wiersz zatytułowany "Utkana z wierszy”. To swoisty autoportret poetki, która nie tyle tworzy poezję, co z niej się składa ("To ja jestem utkana z wierszy, / nie wiersze ze mnie"). Czartoszewska nie kreuje się na poetkę - ona po prostu nią jest, organicznie, bez wysiłku, ale z ogromną czułością wobec słów. Czytając ten tom czujemy, że każdy wers niesie ciężar przeżycia.

Wiersze Anny Czartoszewskiej są mocno osadzone w konkretnym krajobrazie. W utworze "Obraz mojej wsi najpierwszej" odnajdujemy coś więcej niż sielski widok: to prawdziwe wyznanie miłości do ziemi dzieciństwa. Poezja Czartoszewskiej przypomina tu malarstwo - każde słowo to pociągnięcie pędzla. I nagle ta wieś staje się nasza - nawet jeśli nigdy na niej nie byliśmy. "Czy błękit czystego nieba? / Czy black and white brzóz smukłych / strażników mojego domu?" To, co autorka robi z obrazem przyrody, przypomina tkactwo – tka z barw, zapachów, dźwięków, pamięci. W utworze "Zaobrączkowana tradycji” odnajdujemy cały rytuał codzienności, który dziś bywa zapomniany, ale w Jej wersach ożywa z niezwykłą mocą. Czuć w tych utworach szacunek do korzeni - do ziemi, do przodków, do rytmu natury.

Istnieją wiersze, które milkną, zanim jeszcze zdąży się je przeczytać do końca i są takie, które "nucą się" w głowie długo po lekturze. Tak jest z utworem "Nie ma dwóch takich samych drzew" - pozornie prostym, a w istocie rozpisanym na głębokie warstwy przeżywania. To jeden z tych wierszy, które rezonują z czytelnikiem. Na pierwszy rzut oka jest to poemat o drzewach. Ale tak naprawdę to poetycki manifest o niepowtarzalności każdego człowieka. Powtarzalna fraza „Nie ma dwóch takich samych drzew" działa jak mantra. Im więcej razy ją czytamy, tym mocniej wybrzmiewa jej sens: nie jesteśmy tacy sami. I to jest piękne. Każde drzewo w tym wierszu staje się metaforą człowieka. Z jego światłem i mrokiem. Z tym, co daje, i tym, co ukrywa. Autorka nie moralizuje, nie tłumaczy. Ona pokazuje - językiem zmysłów, językiem obrazów. Uczy nas patrzeć głębiej: na drzewa, ale tak naprawdę na siebie i innych. Zachwyca mnie w tym wierszu empatyczna perspektywa, czułość dla różnorodności. Jakby poetka chciała przypomnieć nam, że nie musimy być tacy jak inni, by zasługiwać na miłość i akceptację. I że nie warto mierzyć się tą samą miarką - bo każdy z nas "inny w słojach mieści świat". To wiersz, który dobrze mieć w sobie na trudne dni - te, w których porównujemy się do innych, czujemy się niewystarczający. Wtedy warto przypomnieć sobie, że nie ma dwóch takich samych drzew. Podobnie Ty - jesteś jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny jak odcisk liścia. 

W książce nie brakuje poezji bardziej gorzkiej, dotykającej tematów społecznych, współczesnych, trudnych. "Źródło", "Dzieci wirtualnego boga" czy "Młodzi dwubiegunowi" to teksty, które pokazują świat, w którym autentyczność zamienia się w pozę, a czułość - w kliknięcie. Czartoszewska nie moralizuje. Ona mówi: "zobaczcie, co się z nami dzieje". Jej głos jest pełen niepokoju, ale też - co najważniejsze - nadziei. Słowa "gdyby życie było grą komputerową / uratowałybyśmy świat jednym kliknięciem” to wers, który zostaje. Tak jak cały wiersz o dzieciach wirtualnego boga. Ten kontrast - między dawnym źródłem wspólnoty, a dzisiejszą samotnością online - przejmuje do głębi.

Tom Anny Czartoszewskiej jest też głęboko kobiecy. To poezja miłości, macierzyństwa i zmagania się z codziennością. „Matka nie ma korzeni” to jeden z najpiękniejszych utworów o miłości matki, jakie czytałam. Nie cukierkowy, ale prawdziwy - z całą złożonością tej relacji, z bólem, który rodzi się z miłości. ("Matka trzęsie listkami / zwija się, szumi, osłania"). To matka-drzewo, matka-ziemia, matka-cień i światło jednocześnie. W podobnym tonie utrzymany jest wiersz "Muzyka wymaga poświęcenia" - o miłości, której inni nie rozumieją, o walce, której nikt nie widzi, o pięknie, które jeszcze nie rozkwitło. W wierszu "Widoki na miłość" Autorka przenosi nas w przestrzeń niemal nierealną, jak z pocztówki - piękną, cichą, zamkniętą w kadrze wspomnienia. To wiersz o bliskości, która nie potrzebuje fajerwerków. O chwili, w której bycie razem staje się całym światem. O tym, że prawdziwa miłość nie musi być widoczna jak "krzykliwe orliki".

Wielką siłą tego tomu jest jego różnorodność emocjonalna. Autorka potrafi być subtelna, jak w wierszu "Wtapiam się w tło" - gdzie melancholia sączy się z każdego słowa. Potrafi być też ironiczna i celna, jak w "Dama z telefonem" - współczesnej odpowiedzi na Damę z łasiczką. Pokazuje świat z przymrużeniem oka, ale też z bólem obserwacji, jak bardzo zmieniliśmy się przez socjalmedia i tempo życia. Ten jeden wers "damą filtrów, apek, od prawdy uników” oddaje coś więcej niż tysiąc słów. 

A jednak - pomimo ciężaru tematów, mimo mroku, który pojawia się między wersami - ten tom zostawia mnie z uczuciem ulgi. Bo w wierszach Anny Czartoszewskiej nadzieja nie jest wyświechtanym frazesem, jest realna. "Nawet ćmy to motyle, nie załamuj skrzydeł" - wers z wiersza "Nadzieja uskrzydla" jest jak latarnia. Dla mnie, jak i dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się niewystarczający, zmęczony światem, przytłoczony. Ta poezja ma siłę ukojenia.

"Utkana z pieśni i światła" to tom dla wszystkich, którzy kochają słowo, światło i ciszę, w której można usłyszeć coś więcej niż tylko siebie. Poezja, która nie poucza, ale przytula. To wiersze dla tych, którzy nie boją się poczuć - smutku, zachwytu, niepokoju, tęsknoty. Anna Czartoszewska pokazuje, że słowo może być schronieniem, lustrem, a czasem nawet modlitwą. Sięgnijcie po ten tom i utkajcie się z tych słów choć na chwilę. 

Bardzo polecam! 🙂

Monika Magda Krajewska 











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Adrian Szary OWOCE

Bartosz Konopnicki ZAPISY PROMIENIOWANIA