Monika Milczarek "Na drugie Maria"
Monika Milczarek "Na drugie Maria"
Wydawnictwo Anagram, 2024
W ostatnim czasie mam okazję czytać książki poetyckie, które stają się dla mnie czymś więcej niż tylko lekturą. Tom “Na drugie Maria” jest właśnie takim doświadczeniem, kobiecą “drogą krzyżową" prowadzącą nie ku śmierci, lecz ku oczyszczeniu i odzyskaniu siebie. Czytając te wiersze, miałam wrażenie, że dotykam czegoś bardzo kruchego i zarazem nieustępliwego. To nie jest opowieść o kobiecie z folderu reklamowego, Maria jest każdą z nas. Monika Milczarek pisze wiersze, które imponują mi dojrzałością formy i dyscypliną języka. W świecie poetyckich nadużyć i barokowych ozdobników autorka wybiera precyzję. Jej styl to świadoma rezygnacja z nadmiaru po to, by każde słowo mogło wybrzmieć. Warsztat poetki wyróżnia się wyjątkową spójnością i wyczuciem rytmu. To literatura świadoma swojej formy, emocje i precyzja idą tutaj w parze.
W wierszu „Maria” czytamy: „to imię zobowiązuje / dobrze że na drugie tak mam / nie wydam owocu żywota mego”. Poetka nadaje swojej bohaterce imię, które od wieków niesie w sobie brzemię świętości, lecz ją odczarowuje. Zdejmuje aureolę i stawia Marię pośród nas - kobiet z bloków, z supermarketów, z kuchni pachnących rosołem i kiszoną kapustą. Rozbiera mit Marii z patyny świętości, by pokazać kobietę z krwi i kości. Już tu pojawia się klucz do całej książki. Maria nie jest jedną osobą, jest wielością: kobietą w relacji, w bólu, w sztuce i w samotności. To imię staje się maską, a zarazem zwierciadłem. Kolejne wiersze układają się w opowieść o kobiecie, która wciąż na nowo odczytuje własne wcielenia - córki, matki, żony, artystki, ofiary i ocalałej. Autorka tworzy poezję głęboko zakorzenioną w doświadczeniu cielesnym. W utworze “przejście” Maria "spaliła / suknię ślubną / garnitur / śpioszki / popiół wrzuciła do rzeki”, a potem, naga, wtula się w wodę. Ten gest destrukcji jest równocześnie gestem odnowienia. Oczyszczenie przychodzi poprzez ogień i wodę, dwa pierwiastki kobiecej transformacji. Poetka nie boi się też symboli religijnych, ale używa ich w sposób przewrotny.
W wierszu “bólu pełna” Maria donosi trzy martwe ciąże. Ale to nie jest wiersz o śmierci, to wiersz o przetrwaniu. Poetka pisze: "donosiła trzy ciąże / każda martwa / dziś Maria boi się dzieci", a ja czytam w tym nie rezygnację, lecz przenikliwą świadomość granic. Lęk staje się formą czujności wobec świata. Właśnie w takich momentach ujawnia się niezwykła siła tej książki: w zdolności mówienia o ranach bez autodestrukcji, w umiejętności zamiany cierpienia w poznanie. Nie bez powodu jednym z powracających motywów tomu jest sztuka. W wierszu “odcienie bieli” Maria maluje najpierw kwiaty i zwierzęta, potem zmarłych, bo „wśród nich czuje się bezpieczna”. Wreszcie próbuje sportretować siebie, „wciąż jej nie wychodzi / uśmiecha się”. Twórczość w jej ujęciu jest rodzajem autoportretu duszy po przejściach, formą przetrwania.
Wiersze Moniki Milczarek są dość surowe, oszczędne. Czasem przypominają krótkie kadry z życia: „w całym bloku pachnie rosołem i kiszoną kapustą / słychać jak sąsiedzi rytmicznie ubijają kotlety”. Poetka pokazuje świat uporządkowany, pachnący rosołem i codziennością, w którym wszystko ma swoje miejsce - oprócz Marii. Jej „nieparzystość” staje się symbolem samotności, ale i wolności od narzuconych ról. Pod kocem, z kubkiem herbaty, Maria nie uczestniczy w tym spektaklu, wybiera ciszę i własny rytm. I ja czuję, o czym autorka mówi. O braku dopasowania do świata, w którym niedziela w polskiej kulturze ma niemal sakralny wymiar: zapach rosołu, dźwięk tłuczonych kotletów, powroty z kościoła - wszystko to tworzy rytm zbiorowego życia, w którym każdy zna swoją rolę. Niedziela staje się tu metaforą społecznego porządku, tej uporządkowanej normalności, która dla jednych jest źródłem spokoju, a dla innych bólem wykluczenia.
Jednym z najbardziej przejmujących utworów tomu jest dla mnie “wigilia narodzin”, gdzie Maria szykuje świąteczny stół, a potem „zastanawia się jak zrobić makijaż / by zakryć siniaki / znowu przepraszał / kupił kwiaty / mówił że się zmieni / wszystko wynagrodzi”. To scena, którą trudno zapomnieć. Ale poetka nie zostawia nas w mroku - kończy ten wiersz jednym z najbardziej znaczących obrazów w całej książce: „nietknięty opłatek leży na stole / walizki czekają w przedpokoju / Maria się przełamała.” Przełamała się - nie opłatkiem, ale decyzją, odwagą. To moment odrodzenia, ocalenia samej siebie.
W tomie “Na drugie Maria” kobiecość nie jest metaforą, lecz doświadczeniem, które pulsuje między ciałem a językiem. W świecie, gdzie każda emocja bywa filtrowana przez media („koleżanki Marii pieką placki na Facebooku / kłócą się na Twitterze / kochają na Tik-Toku”), poetka pisze o samotności w realnym świecie. Książkę zamyka wiersz “spełnienie”, to dla mnie konkluzja całej opowieści. Osiemdziesięcioletnia Maria modląca się na paciorkach różańca wie już, że siła to wewnętrzne światło, które dojrzewa w bólu, w codziennym zmaganiu. Poetka pokazuje, że każde cierpienie może stać się miejscem przebudzenia. Czytając ten tom czułam, że to książka pisana w prawdzie - bez kokieterii, bez autokreacji. Poezja Moniki Milczarek nie ucieka od realności. To poezja o kobietach które milkną, ale nie milczą; które się łamią, ale z tych pęknięć budują na nowo.
Bardzo polecam! Warto czytać poezję 🙂
Monika Magda Krajewska
Oczywiście, że warto, dzień bez wiersza jest dniem straconym. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń